piątek, 24 stycznia 2014

Szwendalus.pl - przenosiny bloga na nowy adres

Nie pisałem nic przez ostatnie pół roku, ale to nie oznacza, że próżnowałem. Przeciwnie - zajęty byłem tworzeniem nowego bloga, który zastąpi "Pomysł na podróż". Będzie więcej, ciekawiej i zabawniej. Tutaj nic już nie będę pisał, a zamiast tego zapraszam na moją nową stronę: 


Do zobaczenia w nowym miejscu!:)


niedziela, 14 lipca 2013

Jak działają gejzery?

Są piękne, majestatyczne, intrygujące. Występują jedynie w kilku miejscach na świecie i wszędzie są wielką atrakcją turystyczną. Dziesiątki tysięcy litrów wody w jednej chwili znajdują się kilkanaście, a czasem nawet kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Ale jak to się dzieje? Czym właściwie są i jak działają gejzery? Sprawdźmy.

Gejzer, Islandia; fot.: Andreas Tille, Wikimedia Commons, CC BY SA 3.0


Gejzer można sobie wyobrazić, jako długi, kręty korytarz ukryty pod ziemią (coś, jak gdyby zakopać węża). Tunel ten wypełnia się wodą, która z kolei jest podgrzewana przez znajdującą się pod nią magmę. Gdy woda osiąga temperaturę wrzenia, tworzy się para wodna i podnosi ciśnienie, które błyskawicznie wypycha zawartość kanału do góry. Temperatura wyrzuconej w powietrze wody spada, podziemny korytarz wypełnia się ponownie i cykl się powtarza. Gejzery wybuchają z różną częstotliwością. Niektóre można podziwiać co kilkadziesiąt minut, na inne trzeba czekać nawet kilka godzin.

Steamboat - najwyższy gejzer w czasie... małej erupcji; fot.: Brocken Inaglory, Wikimedia Commons, CC BY SA 3.0


Jako, że gejzery są ściśle powiązane z aktywnością wulkaniczną naszej planety, to jest oczywiste, że występują w miejscach, w których jest ona największa. Zdecydowanie największym na świecie skupiskiem tych cudów natury, jest najstarszy park narodowy na świecie - amerykański park Yellowstone. Znajduje się tu blisko 400 gejzerów, w tym najwyższy z nich - Steamboat. Wyrzuca on wodę wraz z parą na wysokość do 90 m. chociaż żeby zobaczyć tak spektakularną erupcję, trzeba mieć nieco szczęścia. Nie zdarza się ona zbyt często - zazwyczaj słup wody ma kilkanaście metrów wysokości. Mówiąc, o miejscach występowania gejzerów, nie sposób nie wspomnieć o Islandii. To właśnie na tej europejskiej wyspie znajduje się "Geysir". Od nazwy tego gorącego źródła wzięło nazwę to interesujące zjawisko. Obecnie "ojciec wszystkich gejzerów" jest trochę zapchany i bardziej przypomina gorącą sadzawkę, z której czasem unosi się słup wody i pary. Miłośnicy gejzerów znajdą coś dla siebie również na... Alasce, a konkretnie na wyspie Unmak. Jeśli pojedziemy na południe trafimy do najwyżej położonych gejzerów na świecie - kompleksu El Tatio lezącego w północnej części Chile w jednym z najsuchszych miejsc na naszej planecie - pustyni Atacama. Dalej w poszukiwaniu kolejnych gorących źródeł należy przeprawić się przez Pacyfik i dotrzeć do Nowej Zelandii - kraju, w którym kręcono "Władcę Pierścieni". Na deser i zakończenie naszej wyprawy śladami gejzerów docieramy na rosyjski półwysep Kamczatka, wyraźnie wbijający się w wody Oceanu Spokojnego. To jedno z najbardziej aktywnych sejsmicznie miejsc na świecie, skrywa rezerwat "Dolina Gejzerów" - coś tak pięknego, że nie podejmuję się opisywania. Po prostu zobaczcie filmik poniżej.


Mówiąc o gejzerach nie można nie wspomnieć o chyba najbardziej znanym na świecie. To Old Faithful, czyli Stary Wiarus. Znajduje się W Stanach Zjednoczonych w Parku Narodowym Yellowstone, a swoją swojsko brzmiącą nazwę, nadaną mu jeszcze w XIX w. zawdzięcza bardzo regularnym erupcjom. Obecnie wybucha około 17 razy na dobę, wyrzucając wodę na wysokość około 40 m. Nic dziwnego, że jest tak lubiany przez turystów.

Old Faithful; fot.: carolynconner, Flickr, CC BY 2.0

czwartek, 27 czerwca 2013

Flamsbana - pociągiem przez rzekę bez mostu i tunelu

Flamsbana... pozornie niepozorna linia kolejowa w Norwegii. Ma tylko 20 km. długości, a czas przejazdu to... prawie 60 min! Pociągi jadą tu z maksymalną prędkością 40km/h. Ale zaraz... jak to? W Norwegii są trasy, po których pociągi jeżdżą wolniej niż w Polsce?! Niby tak... Ale jest kilka "detali", które to ślimacze tempo usprawiedliwiają. Na przykład taki, że Flamsbana to jedna z najbardziej stromych linii kolejowych na świecie. Na odcinku zaledwie 20 km. pociągi pokonują aż 863 m. wysokości! Poza tym tory w wielu miejscach poprowadzono urwistymi półkami skalnymi, które wcześniej trzeba było zabezpieczyć przed lawinami, aż 6 km. trasy schowano w 20 tunelach, a w jednym z nich linia robi zwrot o 180 stopni jednocześnie pnąc się pod górę. 40 km/h powoli zaczyna wydawać się zawrotną prędkością? To do dajmy jeszcze, że Flamsbana czterokrotnie przekracza rzekę Flam, a pociąg nie pokonuje jej mostami. I ani jeden ze wspomnianych tuneli nie biegnie pod korytem rzeki. Jak to możliwe?

Flamsbana; fot.: mcxurxo, Wikimedia Commons, CC BY 2.0



Flamsbana; fot.: Kenny Louie, Wikimedia Commons, CC BY 2.0
Po kolei. Flamsbana łączy miejscowość Flam, położoną na wysokości 2 m.n.p.m. z miejscowością Myrdal (865 m.n.p.m.) i jest odnogą głównej linii kolejowej prowadzącej z Oslo do Bergen. Przebiega wzdłuż najdłuższego fiordu świata, Sognefjordu, i tym samym zapewnia pasażerom zapierające dech w piersiach widoki. Ale co po zadano sobie tyle trudu żeby zbudować tak ekstremalnie trudną linię kolejową? Na początku XX w. pojawiła się potrzeba połączenia odizolowanych miejscowości położonych w rejonie Sognefjordu z resztą kraju. Przed wybudowaniem Flamsbany podróż do stolicy zajmowała nawet 2 dni i była uzależniona od statków pocztowych kursujących wzdłuż fiordów. Po zakończeniu budowy jej czas trwania skrócił się do kilku godzin. Poza obsługą mieszkańców, Flamsbana początkowo pełniła głównie rolę linii towarowej. Transport towarów, do tej pory możliwy wyłącznie droga morską, stał się znacznie szybszy i dużo tańszy. Projektanci nie spodziewali się, że za kilkadziesiąt lat ich dzieło będzie wielką atrakcją turystyczna Norwegii, a tymczasem z uwagi na imponującą konstrukcję i fenomenalne widoki, Flamsbana przyciąga coraz większe rzesze turystów. Obecnie korzysta z niej ponad pół miliona osób rocznie!

Flamsbana; fot.: ashfay, Flickr, CC BY SA 2.0


Flamsbanę zaczęto budować w 1924 r., a oddano do użytku w 1940 r. W 1944 r. została ona zelektryfikowana jako pierwsza linia kolejowa w Norwegii. Przy budowie pracowało od 120 do aż 500 osób. Największym wyzwaniem było wydrążenie tuneli. Z 20 aż 18 zbudowano ręcznie! Z uwagi na trudne warunki i dużą ekspozycję trasy nie zdecydowano się na budowę mostów kolejowych na rzece Flam, którą tory przecinają kilkakrotnie. Pomyślicie sobie pewnie - co w tym dziwnego, pewnie pociąg jedzie tunelem pod dnem rzeki. Nie do końca... pociąg jedzie cały czas po powierzchni. To rzekę puszczono tunelem pod torami kolejowymi! Aż strach pomyśleć, co by było gdyby Flamsbanę konstruowali budowniczy polskich, pękających autostrad...;)

piątek, 21 czerwca 2013

Szmaragdy, rubiny, szafiry... z wizytą w Muzeum Minerałów

Małe, niepozorne muzeum w centrum Tampere, czyli drugiego co do wielkości miasta w Finlandii. Wstęp w 2008 r. kosztował tylko 1 EUR (!) Domyślałem się, że będzie ciekawe, ale to co zobaczyłem wewnątrz przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Mimo bardzo małej powierzchni znajdowała się tam nieprawdopodobna ilość eksponatów. I to jakich! Nie były to małe kamyczki wielkości paznokcia tylko wielkie bryły, z których największe liczyły sobie aż 750 kg.! A wśród nich imponujący kryształ górski, ciemnoniebieski lapis lazuli, chryzokola mieniąca się wszystkimi odcieniami zieleni, spektrolit, który zmienia barwy w zależności od kąta padania światła. Był też duży okaz metalicznej miedzi, był piryt, zwany również "złotem głupców" (mieni się, jak ten drogocenny metal, chociaż jego wartość jest nieduża). Były w końcu cenne kamienie, których widok przyprawia o szybsze bicie serca - szmaragdy, rubiny i szafiry... Spójrzcie sami...

Celestyn; fot.: Adam Zegiel

Spektrolit; fot.: Adam Zegiel
Cytryn; fot.: Adam Zegiel

fot.: Adam Zegiel
fot.: Adam Zegiel
Chryzokola; fot.: Adam Zegiel
fot.: Adam Zegiel
Szafiry; fot.: Adam Zegiel
Piryt, czyli "złoto głupców"; fot.: Adam Zegiel
fot.: Adam Zegiel
Szmaragdy; fot.: Adam Zegiel
Róża pystyni; fot.: Adam Zegiel

Rubin; fot.: Adam Zegiel
fot.: Adam Zegiel
Miedź; fot.: Adam Zegiel
fot.: Adam Zegiel
fot.: Adam Zegiel

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Czy warto odwiedzić Lwów?

To pytanie pewnie zadawało sobie wielu z Was. Dawne polskie miasto, leżące na Ukrainie, kilkadziesiąt kilometrów od granicy jest popularnym celem wycieczek turystycznych. Ma opinię pięknego, niesamowitego i w ogóle och i ach. Rok temu, jadąc na Syberię, miałem okazję spędzić w tym mieście 3 dni. Wcześniej przez wiele lat słyszałem dosłownie pieśni pochwalne na cześć Lwowa. "Lwów" bym odmieniany przez wszystkie możliwe przypadki. Przez te niemożliwe też. Uległem lwowskiej obsesji i spodziewałem się zobaczyć miasto, które rzuci mnie na kolana. Ostatecznie moje kolana były zawiedzione, bo się rzucenia nie doczekały;)

Panorama Lwowa z wieży ratuszowej; fot.: Adam Zegiel


Jeśli trafi się Wam podróż do Lwowa autobusem, to najpierw musicie zdecydować, na którym dworcu wysiąść - na kolejowym, czy na Stryjskim. Naturalnym wydawało by się, że po prostu na "większym"... Zonk! Większy jest dworzec Stryjski, ale z uwagi na jego położenie na peryferiach miasta, daje ograniczone możliwości. My o tym niestety nie wiedzieliśmy i nasze spotkanie z Lwowem postanowiliśmy rozpocząć własnie tu. Kilka starych autobusów, nie pierwszej świeżości budynek i... już wiedzieliśmy, że najpierw musimy wrócić z powrotem do centrum:) Ale wcześniej postanowiłem znaleźć drzwi opatrzone odwróconym trójkątem lub ewentualnie skrótem WC. Udało się! Uchylam drzwi i... może zamiast szczegółów powiem tylko, że przy tym, ToiToi'e to szczyt higieny, świeżości i ładnych zapachów. W okienku, na którym wisi cennik siedzi mocno znudzona kobieta. Nie mam drobnych więc podaję jej banknot. Po jego odbiór rusza wielka ręka, uzbrojona w ...

CIĄG DALSZY NA MOIM NOWYM BLOGU


ZAPRASZAM:)

niedziela, 9 czerwca 2013

Tam, gdzie zaczyna się nowy dzień

Zastanawialiście się kiedyś, gdzie dzień zaczyna się najwcześniej? W które miejsce należy się udać żeby być pierwszym człowiekiem na naszej planecie, który przywita Nowy Rok? Kiedy wkraczaliśmy w trzecie tysiąclecie biura podróży oferowały turystom dziesiątki wyjazdów na egzotyczne wyspy, położone w pacyficznej Oceanii. Obiecywano im, że jako pierwsi ludzie wzniosą toast za pomyślność w nowym milenium. W Nukualofa, stolicy Królestwa Tongo, można zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie przy tablicy głoszącej dumnie "Tu, gdzie zaczyna się czas". Czy aby na pewno? Okazuje się, że niekoniecznie... Podobnie, jak Nordkapp wcale nie jest najdalej wysuniętą na północ częścią Europy, tak miejsce, w którym dzień wstaje najwcześniej nie jest turystycznym rajem, pięknie wyglądającym na prospektach i w kolorowych katalogach biura podróży. Miejscem tym jest szara, zapomniana wyspa leżąca na środku Cieśniny Beringa, rozdzielającej USA i Rosję. To Wielka Diomeda, która razem ze swoją "siostrą", Małą Diomedą, tworzy Wyspy Diomedesa.

Wielka i Mała Diomeda; fot.: Dave Cohoe, Wikimedia Commons, CC BY 3.0


Wyspy Diomedesa leżą w Cieśninie Beringa. Dzieli je jedynie 4-kilometrowy pas wody i... granica między Federacją Rosyjską i Stanami Zjednoczonymi. Wielka Diomeda, zwana przez Rosjan również Wyspą Ratmanowa (na cześć oficera marynarki wojennej) należy do Rosji, a Mała Diomeda to terytorium należące do amerykańskiego stanu Alaska. Na pozór nic ich nie wyróżnia - zwykłe, nieciekawe, szare wyspy, zamieszkane przez ludzi, którzy każdego dnia walczą o życie z niesprzyjającą naturą, posterunek wojsk ochrony pogranicza, żołnierze codziennie patrolujący wyspę w poszukiwaniu tych, którzy mogliby naruszyć granicę (kto i po co miałby to zrobić - nikt nie wie). Ale to właśnie przez tę wąską cieśninę, która je rozdziela, przebiega Międzynarodowa Linia Zmiany Daty. Jeśli przekraczamy ją jadąc z zachodu na wschód, musimy przeżyć jeszcze raz ten sam dzień - np. drugi raz 26 lipca. Natomiast jeśli mijamy ją w odwrotnym kierunku opuszczamy jeden dzień - po 25 lipca od razu rozpoczyna się 27 lipca. Ta zależność pozwoliła głównemu bohaterowi powieści Juliusza Verne'a, "W 80 dni dookoła świata" nie przegrać zakładu. Kończąc swoją podróż był pewny, że spóźnił się o jeden dzień. Nie wziął jednak pod uwagę, że przekraczając Linię Zmiany Daty powinien był cofnąć swój zegarek o 24h, czyli przeżyć drugi raz ten sam dzień.

Wyspy Diomedesa widziane z kosmosu; fot.: NASA


Na całym świecie nie ma miejsc, które znajdują się bliżej Linii Zmiany Daty, zarówno po stronie wschodniej, jak i zachodniej, niż Wyspy Diomedesa. To właśnie mieszkańcy Wielkiej Diomedy witają dzień jako pierwsi,  a Amerykanie na Małej Diomedzie jako ostatni. Można by powiedzieć, że obserwacja Wyspy Ratmanowa z Małej Diomedy pozwala widzieć przyszłość - przecież dzień, który tu dopiero się zaczyna, tam już się kończy;)

czwartek, 30 maja 2013

13 000 wysp, czyli... jezioro Saimaa!

Saimaa to jeden z największych kompleksów jezior na świecie, położony w południowo-wschodniej Finlandii, powstały podczas ostatniego zlodowacenia. A jak ten cud natury wygląda w liczbach? Ponad 13 000 wysp o łącznej powierzchni przekraczającej 600 km2. Największe z nich ciągną się kilometrami; najmniejsze to zaledwie kilka metrów kwadratowych skały. Długość linii brzegowej wynosząca aż 15 000 km. to światowy rekord, jeśli chodzi o jeziora.  Powierzchnia całego kompleksu to ponad 4000 km2, a właściwego jeziora Saimaa - ponad 1300 km2. Nic Wam te liczby nie mówią? To wyobraźcie sobie jezioro 10 razy większe niż Śniardwy!

Saimaa - krajobraz typowo fiński; fot.: Adam Zegiel



Saimaa, Finladia; fot.: Adam Zegiel
Nie lepszego sposobu poznania tego niezwykłego rejonu niż wypożyczenie kajaka lub kanadyjki. W 2008 r. taka przyjemność kosztowała mnie 20 EUR za cały dzień. To bardzo tanio, jak na warunki fińskie, bo jednorazowy przejazd autobusem komunikacji miejskiej to wydatek 3 EUR!

Roślinność fińskich pojezierzy; fot.: Adam Zegiel



Kolorowe mchy, Saimaa; fot.: Adam Zegiel
 Jeśli trafimy na ładną pogodę to wrażenia są nie do opisania! Wysp i wysepek jest mnóstwo. Jedna wielka i zamieszkana, a druga tak maleńka, że z trudem można przycumować kajak. Cały dzień wystarczy na odwiedzenie przy najmniej kilkunastu, bo od jednej do drugiej płynie się zaledwie kilkanaście, czasem kilkadziesiąt, minut.

Skaliste wysepki na jeziorze Saimaa; fot.: Adam Zegiel



Białe mchy, Saimaa; fot.: Adam Zegiel
Odwiedzenie każdej kolejnej uzależnia coraz bardziej - chcesz więcej i więcej. Jeszcze jedna, jeszcze tylko tamta... O! A ta jest tak blisko! Muszę jeszcze ją odwiedzić! 

Skaliste brzegi licznych wysepek, Saimaa; fot.: Adam Zegiel


Dobijam do brzegu, wyciągam kajak i mam wrażenie, że jestem pierwszym człowiekiem, który na niej stanął. Wszystko jest takie dziewicze, nieskażone jakąkolwiek działalnością człowieka, a czekający na brzegu kajak daje niesamowite poczucie wolności. Nic nie muszę - nie muszę kupić biletu, nie muszę być na czas w porcie... 

Wyspy, wysepki, Saimaa; fot.: Adam Zegiel


Za to wszystko mogę! Mogę wylegiwać się na wielkich, puszystych kępach białego mchu i łapać promienie słońca... Mogę obejść całą wysepkę dookoła, zdobyć najwyższe wzniesienie wiedząc, że nigdzie nie muszę się spieszyć... Mogę po prostu wskoczyć do kajaka i popłynąć na następną! 

Od wysepki, do wysepki... Saimaa; fot.: Adam Zegiel
Skaliste wybrzeża wysp, Saimaa; fot.: Adam Zegiel
Dookoła nie ma żywej duszy... czasem tylko mijam, w odległości kilometra (a może więcej?) miejscowych rybaków. Machają na powitanie! To bardzo fińskie... tutaj wszyscy (no dobra - większość;)) się uśmiechają, są pomocni, życzliwi i niesamowicie ufni:) Podoba mi się!

Roślinność jeziora Saimaa; fot.: Adam Zegiel


Uwaga! Nawet jeśli macie mapę i kompas, dla własnego dobra wracajcie tą samą drogą, którą przypłynęliście - wysepek jest tak dużo, że możliwości zgubienia się są ogromne... wiem co mówię;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...